*******
Witam serdecznie, lecz..... pamiętaj- jesteś tu gościem. Internet jest dla wszystkich, tutaj jest moje miejsce.
I niech Ci się nie wydaje, że mnie znasz, bo mogę mieszkać na drugim końcu świata.... :)))





czwartek, 3 września 2015

można

 już zmienić menu na lodówce- taką informację otrzymałam w środę wieczorem- i wpisać: czarlina, ziemniaki, kompot śliwkowy. Czas na prawdziwy wrześniowy obiad. Stadko kaczek biegusów dorosło.


- pozwalam, czy raczej zachęcam do zamieszczania na tablicy na lodówce, propozycji obiadowych na następne dni
- z prośbą: Kaczko- to po prostu życie...... :)

15 komentarzy:

  1. Ja w sprawie kaczek :-). Rozmawiałam w ostatnich dniach z babcią na temat tego, jak dawniej wyglądały gospodarstwa we wsi, którą znam od dzieciństwa. Jak pisałam, teraz są wyłącznie takie "skonsolidowane" z zawrotną ilością hektarów w użytkowaniu i maszynami wielkimi jak wieloryby. Ale wcześniej, to były małe gospodarstwa-państwa ;-), w dużej mierze samowystarczalne, bo produkowały wszystko co niezbędne do życia (rozmaite uprawy dla ludzi i zwierząt, wszelkie rodzaje hodowli na potrzeby własne i na sprzedaż). I właśnie z rozrzewnieniem i dumą opowiadała babcia o ilościach i rodzajach drobiu występującego w kolejnych latach w gospodarstwie. I nie pierwszy raz doszłam do wniosku, że gospodarstwo to wyjątkowe miejsce (pole do rozwijania własnej sprawczości i odpowiedzialności oraz grunt do wzrostu poczucia niezależności i swoistej dumy). I tak się chyba tym przejęłam, że dzisiaj sen miałam o małym gospodarstwie :-). Wypisałam się chyba trochę nie na temat, ale to wszystko przez te kaczki :-). Dobrego jedzonka jesiennego (przyprawionego uzasadnioną dumą)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na temat, na temat :) Bardzo dobrze czyta się Twój tekst. Nas bardzo męczył brak dostępu do dobrej kury na rosół i smacznej kaczki właśnie na czarlinę. I nastał ten dzień. Trzy lata temu zorganizowaliśmy miejsce i mamy teraz własne stadko drobiu. A radość z własnych jajek była takim zaskoczeniem, że do dziś ilość zebranych sztuk wywołuje sporo wesołych dyskusji. Do tego marzyły mi się własne pomidorki do zrywania tak prosto z krzaka. Ale ta sprawę musimy jeszcze dopracować.

      oby sen dobrą wróżbą był dla Ciebie :)

      Usuń
    2. Tesiu, nie znam wsi, właściwie wcale. Ale ostatnio słuchałam opowieści kogoś, kto dziś mieszka w mieście, jednak zna i pamięta dawną wieś, taką o której piszesz. Opowiadała o tym jak dbało się o zwierzęta, karmiło, myło, uważało. A potem jak przyszedł czas zabijało. I wtedy babcia tej osoby mówiła: Elu, była świnka, jest wędlinka. Dziś przemysłowy chów zwierząt to po prostu masakra. Ale jak sobie żyją w małych gospodarstwach, to jest trochę tak jak dawniej.

      Usuń
    3. Alis, czarliny nigdy nie jadłam, ale coś mi się obiło o uszy, tylko w trochę innym brzmieniu. Utrzymanie stadka, to nie taka łatwa sztuka, więc podziwiam :-). Chyba jednak z pomidorami łatwiej, bo mnie zdołało dojrzeć kilka sztuk, w co nie wierzyłam, bo wszelkie plagi się ich imały. Ale okazały się dzielniejsze niż się spodziewałam. Gdy się tak zastanowić, to jajka są niezwykłe...

      Dzięki :-). Coś jakbym dzięki niemu zrozumiała, bo "na trzeźwo" do mnie nie docierało.

      Usuń
    4. Beato, wydaje mi się, że wieś jest bardzo różna i moja większa znajomość dotyczy jakiegoś jednego jej "typu". Niemniej uważam ją (w ogólności) za straszliwie ;-) ciekawą. Tę różnorodność, historię i teraźniejszość. Wieś na tzw. Ziemiach Odzyskanych, to prawdziwy tygiel kulturowy i to także fascynuje. Podziwiam gospodarność i pracowitość rolników i "nastawienie biznesowe" młodego pokolenia, bo mym skromnym zdaniem trzeba mieć "łeb jak sklep", aby ogarnąć te wielkie rolnicze przedsięwzięcia.

      Wracając do dzisiejszego tematu drobiu, to nie kupuję go od lat (bo jest dziwny). Gdy mnie najdzie chęć na rosół, to wybieram kurczaka "Zagrodowego". Trudno orzec, jak chowany, ale jak na mój gust różni się od tego "zwykłego".

      Usuń
    5. Wieś na pewno jest zróżnicowana i ... pociągająca :) Tylu "miastowych" chce się tam osiedlać, i uciec od miejskiego zgiełku...
      Na ziemiach odzyskanych wylądowało wielu wojennych rozbitków, więc musi tam tym bardziej ciekawie, ot choćby Kargul i Pawlak :)

      Usuń
  2. No cóż, wiem że kaczki też się je :( oczywiście, ale ja z wiadomych względów z drobiu to jedynie i tylko czasami kurze mięso. Kury podobno bywają wredne...

    Alis, ja dziś u Ciebie pozostanę przy kompocie :) i ziemniakach :) mogą być z masełkiem i koperkiem.
    Ale Renia nie jest tym biegusem ?
    Kwa, kwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renia bezpieczna, coś o niej przygotuję bo to oczywiście moja ulubienica jest.
      A i pomysły na posty mi się wykruszaja :)

      Usuń
    2. Pozdrowienia dla Reni :) i Ciebie Alis :)))

      Usuń
  3. Zatem smacznego... i zastanawiam się nad tym, co u mnie napisałaś, wszyscy emigranci jakich znam, a znam najróżniejszych chodzą do szkoły, skąd to przekonanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czytałam ostatnio artykuł o emigrantach którzy przemieszczają się lub ostatnio koczują na dworcach, więc moja wypowiedź był niejasna i może nie przemyślana. Potraktowałam sprawę chyba zbyt ogólnie. Trochę mnie przeraził tez tytuł, bo można już u nas rejestrować angielskie samochody i rozmawialiśmy o trudnościach w prowadzeniu ich.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ale u nas panuje ruch lewostronny, chłopak zwyczajnie szybko jechał, co jest w Irlandii niespotykane, bo tutaj ludzie jeżdżą przepisowo, wolno, przestrzegają ograniczeń i przepisów. Oczywiście zdarzają się szalone wyjątki, na szczęście bardzo rzadko. Emigrantów oceniasz bardzo surowo, nie odważyłabym się na takie sądy. Jeżeli miałaś na myśli travellersów, to oni są raczej u siebie, z resztą powstał jakiś program asymilacji tych rodzin, wciąż uważam, że media kreują rzeczywistość jak im się podoba i nie wierzyłabym we wszystkie brednie, które wypisują. Uściski :)

      PS

      przepraszam, walnęłam orta i musiałam usunąć poprzedni wpis

      Usuń
  4. Czarlina to zupa z kaczki? W dzieciństwie obżerałam sie u mojej babci taka zupą, zwaną tam czarniną. Widocznie mój organizm potrzebował tego instynktownie. Ponoć bardzo mi smakowało. Czy i dzisiaj byłoby podobnie? Pewnie zjeść bym zjadła, ale już bez dawnego entuzjazmu.
    Dobrego wieczoru, Alis!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nas jako dzieci częstowano czekoladową zupą. Bywała tylko przez krótki czas, nie przechowywano dłużej krwi, więc te kilka razy czyniło z niej magiczną zupę.
      Dla nas zupa nie różni się niczym od kiełbasy ozorowej,( czy krwawej jak ją nazywano) lub kaszanki. A składnik można pozyskać tylko od drobiu wodnego: kaczki lub gęsi.

      dziękuje bardzo i wzajemnie :)

      Usuń

Komentarze mile widziane. Dziękuję bardzo za wpis :)

Poprzednie posty:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...