*******
Witam serdecznie, lecz..... pamiętaj- jesteś tu gościem. Internet jest dla wszystkich, tutaj jest moje miejsce.
I niech Ci się nie wydaje, że mnie znasz, bo mogę mieszkać na drugim końcu świata.... :)))





czwartek, 30 czerwca 2011

Wakacje nie dla wszystkich



Niestety wakacje nie dla mnie. Dla nas sezon w pełni i te miesiące przed nami, to czas wytężonej pracy. Odpoczywamy po sezonie.
Jak każdego roku maksymalnie staram się wykorzystywać maj i czerwiec aby wypocząć i naładować baterie. Bilans 2011:
- małe przyjemności w postaci grill-owej, najczęściej jak się da
- wyjazd do Poczdamu i niezapomniana wizyta w Parku Babelsberg

- zlot gwiaździsty
- spływ Brdą
- przyjazd znajomych
- bardzo udana czterdziestka, chociaż solenizantka wciąż twierdzi, że ma 18
- oczywiście Jana 2011
- zaplanowany na jutro biwak, który nie dojdzie do skutku z powodu nieciekawych prognoz pogody
- i zaplanowany w przyszłym tygodniu jeszcze jeden spływ, jeśli pogoda dopisze
Nie jest źle, taki Sajgon też trzeba było przetrzymać.

wtorek, 28 czerwca 2011

Jak to Jana świętujemy…

Od kilku już lat te czerwcowe imieniny, traktujemy jako okazję do wspólnego świętowania. Grill, piwko i dobra zabawa. Dzieciaki mogą się wybiegać, wyszaleć i w ten dzień nikt ich nie wygania do spania. W tym roku zebrało nas się przeszło 40. Sala w głębokim lesie, miejsce na grill, ognisko, ławeczki i stoły na placyku przed salą.
Wszyscy zjawili się na miejscu w szampańskich humorach i biesiadowaniu nie było końca.
Nie mogliśmy się nagadać, nacieszyć. Atmosfera dobrej zabawy. I jeszcze znaleziona przez E. stara, naprawdę stara, podkowa na szczęście. Ale niestety zabrał ją do domu, chociaż muszę się przyznać- miałam na nią chrapkę.

Scenki:
* Pan nieźle wybawiony:
-Ale mi się trafił szaszłyk, sama cebula.
-Sama cebula? Niemożliwe?
-Brązowa cebula, czerwona cebula, zielona cebula….
…. I po co przez 3 godziny nabijałam na wykałaczki mięso, paprykę i ogórki?
* Pan też nieźle wybawiony:
-tym razem też płynę z wami na spływ ( poprzednio wymigał się), ale tak załatw, że moja pasażerka popłynie za darmo!- hm, też bym tak chciała.
* Pomysł I. aby w kieliszki nalać Pomorzanki dla żartu. Nie do wszystkich, tylko 3/5. Ubaw był po pachy. Niewinnie jeszcze chciała im polać Pomorzankę do zapicia ;)))))))

środa, 15 czerwca 2011

Strzelanie z wiatrówki


Możemy powiedzieć: zawody strzeleckie
Potrzebne są:
Po pierwsze (i najważniejsze) kilku facetów.
Po drugie: wiatrówka, a najlepiej dwie. Można porównywać: ta mocniejsza, ta słabsza, ta celniejsza, z tej aż dymek leci, ta dyktę przebije itp. Oczywiście koniecznie gruby marker i to jeszcze zanim zdążą się panowie pokłócić, że to najbliższe 10 przebicie jest tylko i wyłącznie jego, a reszta to tylko poza tarczę.
Po trzecie: może być jedna babeczka, ale nie więcej, i tak nie mogła się dopchać do kolejki. Jej kolej jakoś zawsze minęła niezauważona. Jak już udało się jej strzelić, to i komentarzy było bez liku. A to poza tarczą, a to dajcie jej coś wypić, to lepiej trafi. A w końcu łaskawe: możesz stanąć bliżej. Poszło jej całkiem dobrze, chociaż „ego” nie przyznali tego.
Po czwarte: może być starsze dziecko, które też chciałoby strzelić do tarczy. Najlepiej, jednak, gdy pobawi się śrutem, ewentualnie załaduje go do wiatrówki.
Po piąte: obserwator płci wiadomej mający wszystko na uwadze
- uwaga strzelają
- uwaga nie strzelaj, bo idą do tarczy
- uwaga nie dwie razem, bo się wam śrut skrzyżuje
- uwaga nie podchodź itp..

Zabawa polega na tym, że wszyscy próbują strzelić do tarczy i trafić w 10. Po zakończeniu kolejki, czasem, gdy strzały nieudane- dwóch kolejek, wszyscy niedbale przechodzą do celu strzałów. Niedbale, to tak ogólnie powiedziane, widać, że niektórzy pobiegliby na łeb na szyję. Ale działa prawo stada. I tak przez około godzinę. Strzelanie- spacerek, strzelanie- spacerek. Oczywiście spacerek nie miałby sensu gdyby nie było widowni. Pojedyncze osobniki rzadko sprawdzały celność.
Jednym słowem: wieczór bardzo udany, wybawiliśmy się całkiem nieźle, chociaż każdy na swój sposób.

smaczki rodzinne:
Lubisz wodę, piasek i słońce?
To możesz zatrudnić się przy betoniarce.

wtorek, 14 czerwca 2011

Kajakowe straty.

Spływ kajakowy to nie tylko same przyjemności, proza życia i tu ma pole do popisu.
Więc:
- zgubiony 1 telefon komórkowy ( przed wyjazdem na spływ zostawiony z wrażenia na masce samochodu, odleciał w siną dal. Aparat starej daty, nr telefonu odzyskany z sieci po 4 dniach. Szkoda tylko numerów tel. na karcie, bo to jakby część życia- nie wszystkie odzyskane po kilku dniach.)
- szok wycieczkowy w postaci: -nie „zakluczyłem” samochodu: komórki, dokumenty, nasze rzeczy. Po spływie okazało się, iż auto było doskonale zamknięte.
- 1 sztuka obuwia rozmiar 33, służąca do wylewania wody z kajaka- było płytko, ale szybki nurt błyskawicznie porwał tenisówkę i ukrył pomiędzy leżącymi konarami starych drzew. Strata taka, że skończyła się dobra zabawa i przez chwilę było nudno. ( A co, ja tak mam tylko siedzieć w tym kajaku?)
- wylanie 1/3 zawartości puszki aluminiowej- trzeba było zwolnić ręce i przenieść kajak. Puszka popłynęła z nami dalej, ale płynu mi szkoda do dziś. Smakował wyjątkowo.
- odprysk na przedniej szybie samochodu. Podczas powrotu do domu, wypadł kamyk z jadącej przodem ciężarówki.
- 1 osoba, czerwona opalenizna rąk, dosyć piekąca przez 2 dni. Straty w postaci schodzącej płatami skóry.

Pomimo tego, chętni na następną wyprawę już umówieni. Jeśli uda się dopasować termin, to popłynie nas większa gromadka.

niedziela, 12 czerwca 2011

Inny świat


Taki tytuł przychodzi mi do głowy po spływie. Moje płynięcie do ostatniej chwili stało po znakiem zapytania. Jak niektórzy mówią: na trzeźwo do kajaka nie wsiądę. Przez 2 godziny nie odwróciłam się do tyłu ani razu. Nie mogłam też podziwiać przyrody. Widziałam tylko przód kajaka i to na co za chwilę wpłyniemy. A na dodatek podobało mi się i wiedziałam, że to jest to. Płynąc rzeką znalazłam się w innym świecie. Rzeka ta sama od iluś tam lat, łąki te same, drzewa z każdym rokiem starsze, ale przepiękne. Nie było komórki, wszystkie sprawy i kłopoty zostały za nami. Tu i teraz było najważniejsze, niesamowite uczucie, jeszcze bardziej niesamowite wrażenia. Trzeba było zachowywać maksimum ostrożności, nurt czasem rwący, miejscami głęboko, w rezerwacie sporo przeszkód. Myśleć można było tylko o tym co się robi, jak przepłynąć dalej, nie wywrócić się, nie zmoczyć. Pełna współpraca z drugą osobą i zaufanie, że to wspólne machanie wiosłami, czasem ponad siły, doprowadzi nas bezpiecznie do końca trasy. Popłynę znowu, już powoli planujemy następny spływ.

Scenki:
Ostrożnie z życzeniami podczas spływu.
Pan mający ochotę na szklaneczkę czegoś „mocniejszego”:
- Jak bym miał teraz „krowę” to bym ją „wydoił”!
Wypływamy zza zakrętu, a tam na łące najprawdziwsza krasula stoi i smętnie na nas patrzy: może ktoś mnie wydoi?

Słońce przygrzewa dość mocno, wpływamy pod most, gdzie jest przyjemne, chłodne powietrze i cień przez chwilę.
Mówię: o ja, to mogę tu zostać…
Zaraz za mostem wpływamy na mieliznę i nie obyło się bez wypychania:)))

Trasa spływu:
- Nowa Brda – Obelisk Papieski (p. biwakowe)
- Folbryk- (p. biwakowe)
Rezerwat Przytoń
- Garbaty Most (miejsce na postój)
- Pakotulsko Dolinka przed mostem( tylko miejsce wodowania)

Czas: 6 godz.(z postojem w Folbryku)

Stopień trudności: całość trasy bardzo trudna (następnym razem przepłyniemy część do Garbatego Mostu, lub rozpoczniemy w Folbryku)
( stopień trudności- ocena subiektywna, dla osób pływających rekreacyjnie i od czasu do czasu, dla kajakarza ze stażem może to być bułka z masłem)
Długość: 15 km

Poprzednie posty:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...