i w naszym kraju również.....
**** dowody znalezione w sieci:
"Z
łezką w oku czyta dziś w necie wspomnienia ludzi z jego pokolenia, jak w
latach 80. wcinali jagody bez strachu, że chory lis je obsikał.
No pewnie, że bez strachu, bo wówczas nie było aż tyle zarażanych lisów, a nie było ich tyle, bo nie było
tylu gryzoni [odnośnik
do tekstu w „Polityce” o pladze szczurów”], a tylu gryzoni nie było, bo
ludzie wyrzucali mniej odpadów, a wyrzucali mniej odpadów, bo bieda aż
wychodziła żebrami, a chleb z cukrem był niedzielnym rarytasem, dziadku.
Swoje dziecko nauczyłam zbierać owoce w lesie wyłącznie do kubeczka,
żeby w domu mogło sobie owoce opłukać i zjeść jak człowiek, bo może
zginie kiedyś od nieumiejętnie trzymanej siekiery, ale na pewno się nie
wścieknie. Swoją drogą, ja też jako dziecko miałam swoją ukochaną
polankę, na której zbierałam poziomki prosto z krzaczków. Wracałam do
domu napchana owocami i szczęśliwa do czasu, gdy na polankę nie
zawędrowałam z babcią. Babcia pokazała mi moje ukochane miejsce i
powiedziała, że wieczorami żeruje tutaj ogromne stado łań. Od tamtej
pory przestałam jeść owoce prosto z krzaczka, ale jeśli lubicie owoce z
jelenim moczem to, oczywiście, smacznego!"
tekst: Joanna Jaskółka